Iran,  Norwegia,  Porady,  Rumunia

Jak odnaleźć SWOJE podróżowanie?

Podróże stały się obecnie czymś bardziej dostępnym, niżeli luksusowym. Dla wielu wyjazd(y) stały się stałym punktem w kalendarzu. Wyjeżdżamy znacznie częściej i ba, wręcz nie uchodzi nie poznawać świata. Jednocześnie, konsumujemy wiele treści na social mediach, śledzimy trendy podróżnicze, inspirujemy się i zachwycamy. Tylko czy planując te wymarzone wakacje, zadajemy sobie pytanie, czy rzeczywiście jedziemy na SWÓJ urlop? Czyją wizję podróży realizujemy? Czy właśnie taka forma odpoczynku pozwoli nam wrócić zadowolonym i zrelaksowanym? Powyższe refleksje zadały mi ćwieka i z radością sięgnęłam pamięcią jak to bywało u mnie. W anegdotyczno-felietonowej formie, opowiem jak odkrywałam swoje podróżowanie, przy okazji lepiej poznając siebie.

Rumunia i Mołdawia – wszystko, wszędzie, na raz

W 2018 r., z moim ówczesnym partnerem wyruszyliśmy na własną rękę zobaczyć Rumunię i Mołdawię. Ten wyjazd mogę podsumować jednym słowem – PĘD! W dzikim tempie, zmieniając miejsca dzień w dzień, przelecieliśmy Mołdawię, a później Rumunię. Śniadanie, pakowanie, dupogodziny w aucie i zwiedzanie. Jaki był tego efekt? Zaliczyłam założony plan, dotarliśmy do obranych punktów. Dosłownie zaliczyłam, bo nie do końca w pełni je przeżyłam. Nie udało się też zobaczyć, na co bardzo liczyłam – nie wypatrzyłam ani jednego niedźwiedzia, a Rumunia ma ich pokaźną populacji. Do obserwacji zwierzyny potrzeba cierpliwości i czasu, a nie pośpiechu.

Wróciłam bardziej zmęczona, niż wyruszyłam. Zmieniając każdego dnia miejscówki, nie zaznałam poczucia osadzenia się w danym miejscu. Dodatkowo, przy takiej strategii, nie dałam sobie szansy na zbliżenie się do ludzi, co przecież cenię sobie bardzo. Przez ponad dwa tygodnie sama ograniczyłam sobie przestrzeń na interakcje z ludźmi. Po powrocie ciężko mi było wypowiedzieć się, jacy oni są. Wróciłam z poczuciem niedosytu. Jednak ten wyjazd nie poszedł w niepamięć, dzięki niemu dotarło do mnie, że obrałam nieswoją ścieżkę. Nauczyłam się wybierać mniej i smakować swoją podróż łyżeczka po łyżeczce.

Trasa transfogarska

Iran – LUDZIE ponad wszystko

Isfahan, jedno z najbardziej fascynujących irańskich miasto. Jeden z najsłynniejszych placów – Imama Chomeiniego, dziedzictwo perskiej kultury. Jednak ja wiele z tych miejsc świadomie NIE zobaczyłam.

W Isfahanie wreszcie udało mi się to, na czym tak bardzo zależało mi jadąc do Iranu. Chciałam zbliżyć się do Iranek, przyjrzeć się ich życiu. Podróżując po dawnej Persji z chłopakiem, wiedziałam, że mam małe szanse na poznanie irańskiego świata kobiet. Irankom nie przystoją kontakty z obcymi mężczyznami. Męskie towarzystwo grało na moją niekorzyść. Jednak po kilku udanych pobytach na Couchsurfingu u Irańczyków, na moje ogłoszenie odpowiedziała bardzo odważna Iranka.  Pegah otworzyła dla nas drzwi swojego domu, ugościła i zapoznała z całą rodziną. Czas spędzony z nią oraz jej bliskimi okazał się dla mnie o wiele bardziej wartościowy. Przez głowę mi nie przeszło, żeby zostawić ich i lecieć zwiedzać kolejne meczety.

To właśnie tam uświadomiłam sobie, że czasem zwiedzanie kolejnych punktów nie jest dla mnie najistotniejsze. To spotkania z ludźmi na pograniczu różnych kultur są dla mnie top wartością w rankingu priorytetów. Wymaga to nierzadko wysiłku, niewątpliwej otwartości i uważności, ale dzięki temu satysfakcja smakuje inaczej. To właśnie znajomości z Pegah zawdzięczam kolejną lekcję. Takie spotkania pozostają mi w pamięci. Nigdy nie zapomnę jakie flow złapałyśmy z najmłodszą siostrą Pegah. Mimo bariery językowej (Farnouh dopiero uczyła się angielskiego) poczułyśmy babskie przymierze. Za sprawę Farnouh mogłam na chwilę poczuć jedną z nich. Najmłodsza z rodzeństwa, jako zawodowa specjalistka od wizażu, zrobiła mi makijaż według lokalnych trendów. Metamorfoza i późniejsze wspólne wyjście do knajpy było wielkim przeżyciem.

Cuda architektoniczne, nawet te najokazalsze, to jednak wciąż tylko zimne mury. Uśmiechnięte oczy, wymienione zdania i towarzyszące temu emocje. To dla mnie najcenniejsze i to zbieram w moim skarbczyku z podróży.

(Świadomie nie publikują wspólnych zdjęć z Pegah oraz jej bliskimi, szanując ich prywatność).

Zatoka Perska, wyspa Hormuz

Norwegia – mój odpoczynek jest blisko natury

Kolejnym kierunkiem, który przysporzył mnie w wiele refleksji na temat mojej wizji wypoczunku, była Norwegia. Wybrałam się na sam jej północ, dokładnie w okolicę Tromso, by podjąć się pracy wolontariackiej na farmie husky specjalizującej się w psich zaprzęgach. Psy uwielbiam od dziecka, jednak z życiem na farmie i pracą ze zwierzętami nie miałam wcześniej styczności. Miłość do czworonogów zwyciężyła i z radością podjęłam się nowej roli.

Mój pobyt na farmie trwał zaledwie dwa tygodnie, ale obfitował w cenne odkrycia. To właśnie tam, pracując fizycznie z psami, poczułam na własnej skórze, że nic tak dobrze nie robi mojej głowie jak bliskość natury, kontakt ze zwierzętami i wysiłek fizyczny. To właśnie kombinacja tych trzech czynników stworzyła optymalne warunki na wyciszenie umysłu, refleksje i otwarcie głowy na nowe. Prowadząc psi zaprzęg przez zimowy winterwonderland dobitnie czułam, że żyje. Poczucie bycia jednym teamem z psami, pierwotny charakter współpracy człowieka z psem, surowy klimaty dalekiej północy oraz smak wolności. Ten wyjazd przysporzył mi wiele niecodziennych wrażeń. Z wolontariatu wróciłam bogatsza o samopoznanie i zaczęłam podążać w tym kierunku. Po powrocie naturalnie zaczęłam poszukiwać podobnych warunków do luzowania głowy. Jazda konna, okazała się podobną aktywnością, która podobnie łączy sprzymierzeńców mojego odpoczynku.

Jak szukać SWOJEGO podróżowania?

Od zawsze byłam zdania, że podróże mogą być wdzięcznym wstępem do wglądu w siebie. Doświadczamy niewygody, jesteśmy wystawieni na przeróżne sytuacje i przeżywamy pełen wachlarz emocji. Od zachwytów, euforii, po rozczarowania, przebodźcowania, zmęczenie itd. Jednak odnalezienie w tym siebie, swoich potrzeb i preferencji, wymaga wnikliwej obserwacji i uważności. Czasem można obić się o swoje granice, ale dzięki temu utwierdzić się, że np. wielodniowy trekking nie jest totalnie dla nas. Wyjazdy dają nam też możliwość złapania się na uleganiu presji, podążaniem za zaliczaniem kolejnych atrakcji, instragramowych miejsc. Pytanie jakich emocji to nam dostarcza i czy rzeczywiście jest to nasze? Wszystko można, tylko czy zawsze warto. Może tak spróbować inaczej i zostawić sobie powód, by wrócić.

Dobrą wskazówką jest po prostu podążanie za swoimi marzeniami i czymś w rodzaju impulsu z trzewi (ang. gut feeling). Jeśli czujecie, że jakiś kierunek nie daje Wam spokoju, ciągle powraca w natrętnych myślach czy snach. Moja rada – trzeba tam jechać. Choruje na Indie od ponad roku i mogę zdradzić, że to będzie moja kolejna podróż. Bilety już kupione, pora ruszyć i to sprawdzić. Marzenia są tu i teraz. Za ileś lat nasze preferencje i wartości mogą ulec zmianie. Jeśli tylko mamy możliwość, bierzmy je TERAZ pod uwagę. Promocje, czy polecenia znajomych nie zawsze są najlepszym doradcą. Podążanie za swoim się po prostu opłaca! Nie zrażajmy się opiniami innych. Nie ma też co czekać na towarzyszy, ich przecież możemy spotkać gdzieś po drodze.

Co więcej, nie ma innej drogi niż próbowania i sprawdzanie. Zawsze marzyła Ci się objazdówka po Maroko, czy surf camp. Zapisz się i sprawdź to na własnej skórze. Przyglądaj się sobie w trakcie i po powrocie. Wszelkie emocje i odczucia z ciała będą cenną wskazówką jak z tym rezonujesz. Zawsze warto spróbować, chociaż by przekonać się, że była to tylko jednorazowa przygoda.

Podróż, wyjazd, urlop to nasz wyjątkowy, DANY czas, w którym mamy kompletną wolność, nikt nam nic nie narzuca. To w naszym interesie jest, by dowiedzieć, co jest dla nas ważne, czego potrzebujemy by się w pełni naładować i poczuć satysfakcję z podróży.

Azory, 2016 r.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *