Izrael – co trzeba wiedzieć przed wyjazdem?
Kraj tułaczy z całego świata, liżący rany sprzed ponad pół wieku. Szczycący się najsilniejszą armią świata, znakomitym wywiadem (Mossad) i obowiązkową służbą wojskową bez względu na płeć. Kraj rządzony przez generałów w stanie spoczynku, a w przeszłości m.in. przez charyzmatyczną kobietę, jaką była premier Izraela, Golda Meir (znakomity jej portret do przeczytania w WO (http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,53662,24236816,golda-meir-ona-rzadzila-izraelem.html). Naród piszący w kierunku przeciwnym do pozostałych języków świata. Mały kraj (acz naszpikowany miejscami do zobaczenia) z krótką historią, aczkolwiek bardzo burzliwą. Kraj, który nie z każdym się chętnie spoufala.
Wspólna historia dwóch narodów – Polskiego i Żydowskiego, przez wiele lat żyjących obok siebie, bolesne karty historii, po dziś niezabliźnione rany i wciąż toczące się konflikty i napięcia. Ponadto, nieustający od lat konflikt z Palestyną. Nie będąc ekspertką od stosunków międzynarodowych, mogę przyznać, że te na Bliskim Wschodem nie należą do łatwych i pokojowych. Sytuacja w Strefie Gazy i nieschodzący widok rakiet tam wystrzeliwanych transmitowany przez portale newsowe, także nie uspokaja (choć w większości są to jednak zdjęcia z terenów Autonomii Palestyńskiej). Ciekawość i chęć zobaczenia Izraela kiełkowała w głowie mimo to!
Gdy wyjazd był rozpatrywany w kategoriach na serio, pierwsze myśli przebiegające w głowie, to była m.in. wizja leżenia na plaży z widokiem wystrzeliwanych rakiet i przelatujących myśliwców ze Strefy Gazy. Jednak to mieszkający tam naród z bogatą, wieloletnią tradycją i kulturą, przyciąga do siebie. To właśnie kultura i dziedzictwo, miejsca kultu trzech największych religii świata tj. chrześcijaństwa, judaizmu i islamu, przyciągają pielgrzymów i miliony turystów do Izraela.
Oswoiliśmy obawy, zapoznaliśmy się z informacją z MSZ i oczywiście, tak jak zawsze śledziliśmy wiadomości bieżące do ostatniego dnia przed podróżą. Jak się później okazało, wyruszyliśmy w bardzo ciekawym momencie relacji polsko-izraelskich. Polecieliśmy w kwietniu 2018 r., świeżo po nowelizacji ustawy IPN. Bardzo szybko mogliśmy doświadczyć i poznać stosunek Izraelczyków do całej tej sytuacji. Co więcej, w momencie pisania tej relacji, jest kilka dni po ostatnim ataku na linii Palestyna-Izrael.
Bezpieczeństwo
Mieliśmy to na uwadze, że wspomniane konflikty i napięcia, w które zaangażowany jest Izrael, powodują istnienie stałego zagrożenia, w tym również terroryzmu. MSZ w swoich oficjalnych ostrzeżeniach i komunikatach dla podróżujących, jednoznacznie ostrzega i odradza zapuszczanie się w rejony Strefy Gazy oraz terenów przygranicznych z Libanem i Syrią (granice z tymi krajami pozostają pod szczególną ochroną) oraz wskazuje jeszcze kilka miejsc o podwyższonym zagrożeniu. Miejsca w których, na pewno nie zaszkodzi być szczególnie ostrożnym, to aglomeracje miejskie, takie jak Tel Awiw czy Jerozolima (z naciskiem na Stare Miasto). Na terenie dużych obiektów, takich jak np. dworzec autobusowy, czekała nas rutynowa kontrola bezpieczeństwa (taka jak na lotnisku) na wejściu.
Ze swojego doświadczenia, mogę stwierdzić, że ja czułam się w Izraelu komfortowo i bezpiecznie, mimo świadomości ile się dzieje w tym rejonie. Nie bez znaczenia było to, że podróżowałam ze swoim mężczyzną, co zawsze zwiększa poczucie bezpieczeństwa. Jednakże mieliśmy dwie “cieplejsze” sytuacje, które przyprawiły nas o drżenia. Jedna z nich miała miejsce w Tel Awiwie w drodze na dworzec. Udaliśmy się tam wieczorem na nogach prosto z hostelu, by złapać autobus do Jerozolimy. Im bliżej byliśmy dworca, zaczynało się coraz bardziej niefajnie. Z każdej strony widać było coraz więcej błądzących oczu osób uzależnionych bądź bezdomnych, o nieznanych intencjach, siedzących na chodnikach, w różnych zaułkach. Dawid złapał mnie mocno za rękę i wnet przyspieszyliśmy kroku, by jak najszybciej wydostać się z tych szemranych ulic. Starałam się nie rozglądać na boki i unikać kontaktu wzrokowego. To był jedyny moment, gdy czułam duszę na ramieniu, a emocje jakie mi towarzyszyły pamiętam po dziś. Nigdy w życiu nie przeszlibyśmy tamtędy jeszcze raz. Z perspektywy czasu, dziś na pewno nie zrobilibyśmy tego błędu i po prostu pojechali taksówką, zaoszczędzając sobie niepotrzebnego podwyższenia ciśnienia we krwi. Drugi incydent miał miejsce w Jerozolimie na przystanku komunikacji miejskiej. Dawid pobiegł po bilety i zostawił mnie na chwilę samą. Krótki moment i stałam się ofiarą niesmacznych zaczepek miejscowego. Po tej sytuacji, zaczęłam się zastanawiać na ile komfortowo bym się czuła podróżując po Izraelu w pojedynkę. Spotykaliśmy wiele kobiet czy grup dziewcząt w hostelu. Miałam okazję podpytać kilka z nich o ich odczucia odnośnie poczucia bezpieczeństwa. Żadna z nich nie miała przykrych incydentów.
Kolejnym miejscem, które prędko opuszczaliśmy z zachodem słońca było Stare Miasto w Jerozolimie. Nie trzeba tego wiedzieć, człowiek intuicyjnie wyczuwa, że czas się zawijać. Gdy zaczyna zmierzchać, żołnierze zaczynają odcinać kolejne uliczki i nie łatwo było wrócić do którejkolwiek z bram (więcej opowiem w kolejnym wpisie).
Wiza – wjazd i pobyt
Polska i Izrael zawarły umowę o ruchu bezwizowym dla obywateli polskich legitymujących się ważnym paszportem (przez co najmniej 6 miesięcy). Można więc wjeżdżać i przebywać w kraju przez 90 dni (czasem okres pobytu może zostać ograniczony np. do 1 miesiąca). Co ważne, przy wjeździe do Izraela paszporty obcych nacji nie są stemplowane (kolekcjonerzy pieczątek, niestety nie tym razem), jak doczytałam, wyjątkiem jest podobno przejście graniczne w Erez, czyli ze Strefą Gazy. Otrzymaliśmy więc zezwolenie na wjazd na osobnym kartoniku, w postaci oddzielnego biletu w kolorze niebieskim, z wyszczególnionym czasem pobytu. Tego bileciku trzeba strzec jak oka w głowie, ponieważ należy go okazać przy wyjeździe z kraju. Tylko nadmienię, że wjazd bezwizowy do Izraela ograniczony jest wyłącznie do celów turystycznych.
Byliśmy przygotowani na to, że zarówno przy wjeździe, jak i wyjeździe z Izraela, należy spodziewać się kontrolnej rozmowy przeprowadzanej przez służby graniczne. W praktyce, wkalkulowaliśmy to w czas i przybyliśmy z większym zapasem na lotnisko (ok. 3 godziny). Tak jak czytaliśmy przed podróżą, pytania mogą być dosyć dociekliwie. Pozostało nam tylko uzbroić się w cierpliwość i spokojnie odpowiadać na pytania. Z zasady powinny one dotyczyć charakteru podróży, miejsca zakwaterowania itp. Cóż nam zdarzyły się zarówno te oczekiwane pytania, jak i o dziwo bardziej osobiste np. czy mieszkamy razem w Polsce. Po przylocie wywiad poszedł gładko i sprawnie. Przy wyjeździe czekała nas podobna rozmowa. Jednak w drodze powrotnej miałam wrażenie, że urzędnik był bardziej skupiony i dociekliwy. Przy wylocie odbywaliśmy też dokładną kontrolę bagażu (nigdzie jeszcze mi tak skrupulatnie nie skontrolowano plecaka). Na lot powrotny radzę stawić się ze sporym zapasem czasu na lotnisku.
Kiedy lecieć?
Z czystą premedytacją, na okres podróży wybraliśmy kwiecień. Był to pod wieloma względami odpowiedni czas na tę destynację. Słupki rtęci sięgały dwudziestu kilku stopni. Było należycie ciepło, by wygrzać się po zimowych miesiącach i zaznać trochę plażowania (włącznie z kąpielą w Morzu Śródziemnym). Nie doskwierał nam żar ani upał. Jedynie nad Morzem Martwym, więc na pustyni, odczuliśmy trochę żaru z nieba. Pora wiosenna ma też ten atut, że jak na tamte klimaty, zieleni się i kwitnie wokoło.
Ubezpieczenie
Jestem totalną zwolenniczką ubezpieczania się przed każdą podróżą i jest to dla mnie tak oczywiste, jak to, że bułka zawsze spada masłem do dołu (przyjdzie czas na szerszą wypowiedź w tym temacie). Jeśli chodzi o Izrael, tym bardziej zachęcam do wykupienia przynajmniej podstawowej polisy ubezpieczenia podróżnego, ze względu na fakt, że usługi medyczne są tam bardzo drogie (przykładowo cena wizyty lekarskiej to około 200 USD).
Co zabrać?
Jadąc do Izraela, kraju o śródziemnomorskim klimacie, kwestia pakowania nie przyprawiła mnie o zawrót głowy i szczególne dylematy. Oprócz nakrycia głowy i kremu z filtrem nie zaprzątałam sobie tym głowy. Ważne jest jednak, by zabrać ze sobą odpowiedni ubiór do zwiedzania obiektów sakralnych, a mam tu na myśli głównie Stare Miasto w Jerozolimie i znajdujące się tam obiekty. Jerozolima sama w sobie wydaje się być miastem bardziej konserwatywnym. Przemieszczając się z Tel Awiwu do Jerozolimy, da się to bardzo odczuć. Kobiety wstępując na teren Starego Miasta powinny mieć taki strój, by mieć zakryte ramiona, dekolt (wydaje się być oczywiste), nogi, czyli ogółem mówiąc zakrywamy kobiece kształty. Długie spódnice, chusty, koszule z długim rękawem z pewnością zdadzą egzamin. Dorzuciłam, więc tylko do plecaka, chustę, która ma wielorakie zastosowania i zawsze się przydaje oraz długą sukienkę (tzw. maxi). Chciałam uszanować ich religie i obyczaje, dzięki czemu czułam się tam komfortowo i wtopiłam się w miejscowych. Dawid zabrał koszulę z długim rękawem oraz długie spodnie turystyczne z odpinanymi nogawkami, dzięki czemu raz dwa był zawsze przygotowany do przebywania w miejscach kultu w Jerozolimie. Dostosowując swój strój do ich norm i obyczajów, na pewno zyskamy aprobatę Izraelczyków. Zawsze trzymam się zasady, jeśli wszedłeś między wrony, trzeba krakać tak jak one (w podróży działa zawsze). Nie dostosowując się do norm dotyczących ubioru i epatując odkrytym ciałem, możemy się narazić na na niepotrzebne i nieprzyjemne komentarze ze strony Izraelczyków. Bardziej odkryte stroje spakowaliśmy na Tel Awiw (tam wreszcie wjechała letnia sukienka).
Pieniądze
Walutą obowiązującą w Izraelu są szekle (1 NIS = 100 agorot). Nie mieliśmy najmniejszych problemów z kupnem szekli w Warszawie. W kilku kantorach, w których byliśmy dostaliśmy je od ręki i były dostępne w dużych ilościach. Jeśli decydujemy się wymienić walutę na miejscu, sugerowałabym zabranie dolarów amerykańskich bądź euro. Na tym wyjeździe polegaliśmy na gotówce, z kart płatniczych nie korzystaliśmy wcale.
Szok kulturowy
Coś z czym musieliśmy się oswoić i co rzuciło się w oczy zaraz po przylocie, to była wszędobylska obecność żołnierzy z długą bronią patrolujących tereny miejskie. Kolejnym szokiem był fakt, że ci wojskowi to młodzież w wieku kilkunastu lat, zarówno chłopaki, jak i dziewczyny. Patrole były niemal na każdym kroku. W komunikacji miejskiej przy każdym z wejść do autobusu czy tramwaju stał żołnierz z długą automatyczną bronią. Pierwszego dnia, ja, która nigdy nie dotykała jakiejkolwiek broni, nagle widziałam długo automatyczną broń na niemal każdym rogu. Stojąc w tramwaju nie dowierzałam, jak inni współpasażerowie stoją obok żołnierzy i broń praktycznie ociera się o ich uda, a oni nawet nie mrugnęli okiem. My robimy wielkie oczy, a tymczasem dla Izraelczyków to codzienność i nikogo to nie dziwi. Uzbrojeni żołnierze w autobusie czy na bazarze to chleb powszedni. Wieczorem spotykaliśmy wojskowych nawet na bazarze, który zmieniał swoje kramiki w małe bary i stawał się miejscem spotkań towarzyskich. Wokół stolików ze śmiejącymi się Izraelczykami popijającymi zimne piwo, przechadzali się już po cywilu młodzi żołnierze oczywiście z dyndającym kałasznikowem przepasanym przy boku.
Izraelczycy pomimo konfliktu trwającego od pokoleń, próbują żyć normalnie jak na tamte warunki, między jedną eskalacją przemocy a drugą. Co więcej, Izrael to kraj, który kładzie duży nacisk na armię (izraelskie siły zbrojne znane są pod skrótem CaHaL), każdy obywatel zobowiązany jest do odbycia przeszkolenie wojskowego po 18 roku życia. Za mundurem wszyscy tam więc sznurem. Kobiety muszą odbyć 2-letnią służbę, a mężczyźni 3-letnią. Dopiero po ukończeniu przeszkolenia, młodzi ludzie mogą podjąć studia.
Muszę przyznać, że na początku widok żołnierzy i broni czającej się z każdej strony mnie trochę przerażał. Potrzebowałam kilku dni, by się z tą ich militarną codziennością zmierzyć i oswoić. W 4-tym dniu, czułam się już tym kompletnie w porządku. Ba, byłam wręcz im wdzięczna i widok żołnierzy mnie nawet uspokajał, bo miałam poczucie, że oni dbają o nasze bezpieczeństwo.
Informacje praktyczne
Nasz przylot do Tel Awiwu wypadł w piątek. Szczerze dopiero po fakcie kupienie biletów, zorientowałam się, że przylecimy ciut przed samym początkiem Szabatu. Od razu o zgrozo, przed oczami wizja, jak przedostaniemy się z lotniska Ben Guriona do centrum, do naszego hostelu.
W okresie Szabatu, czyli począwszy od zachodu słońca w piątek do sobotniego zachodu słońca, komunikacja miejska zasadniczo jest bardzo ograniczona (wyjątkiem jest Hajfa, zamieszkiwana zarówno przez ludność izraelsko-arabską), pozamykane są też w większości wszelkie instytucje, banki i sklepy. To nie znaczy jednak, że transport ustaje kompletnie. W dzień naszego przylotu akurat nie kursowały pociągi z lotniska, ale powodem tego były po prostu problemy techniczne, o czym zostaliśmy poinformowani przez obsługę lotniska. Uruchomiono w zamian komunikację zastępczą w postaci (uwaga darmowych) autobusów. Bez problemu dotarliśmy do naszego hostelu.
Obyczaje
Izrael to kraj wielu religii, choć jest jedynym państwem, w którym religią całkowicie dominującą jest judaizm. Zapuszczając się w okolice zamieszkiwane przez orotodoksyjnych czy ultraortodoksyjnych wyznawców judaizmu, czyli np. Mea Shearim w Jerozolimie, należy pamiętać o skromnym ubiorze. Obcy winien się dostosować, by nie być wybrykiem w otoczeniu. Ortodoksyjni wyznawcy judaizmu przykładają do tego ogromną wagę. Niestety nie udało nam się sprawdzić tego na własnej skórze, choć nasza kwatera w Jerozolimie niemal graniczyła z tym dystryktem.
Trzeba przyznać, że Izrael jest mocno odmienny kulturowo od Europy, co uważam za jego niepodważalny atut. Warto się na to przygotować, choć jak piszę Ela Sidi w swojej książce, nawet mimo wielu lat spędzonych w Izraelu, oswojenie z nim nie jest takie proste.
Przydatna lektura przed podróżą, z której korzystałam:
- Izreal Travelbook wyd. Bezdroża – przewodnik turystyczny
Dlaczego wybrałam właśnie ten? Potrzebowałam konkretnych, aktualnych informacji na 4-dniowy wyjazd, co ważne w wersji kieszonkowej, a nie wielkiego tomiszcza. Stąd pośród wielu dostępnych publikacji, wybrałamTravelbook z wydawnictwa Bezdroża, który spełniał wszystkie moje oczekiwania i po raz kolejny mnie nie zwiódł.
- ‘’Izrael oswojony’’ Ela Sidi wyd. Muza – książka-reportaż
Szukałam pozycji, dzięki której dowiedziałabym się więcej o zwyczajach, kulturze i przyswoiła wiele terminów judaizmu (gojka, kibuce, Kneset i inne terminy i nazwy własne). Autorka pokazuje Izrael z perspektywy swojej emigracji. Z humorem opisuje dylematy, tłumaczy panujące zwyczaje i nakazy. W wątki zgrabnie przeplecione są istotne wydarzenia historyczne i polityczne (jak chociażby marzec 68’). Lektura, tej dosyć opasłej książki, pozwoliła mi zbliżyć się i postarać zrozumieć świat judaizmu i państwa Izrael, oraz poczuć się trochę mniej ignoranti niż byłam. Polecam przed wyjazdem!
Bądźcie cierpliwi, niebawem relacje z poszczególnych miast, które odwiedziliśmy.