Izrael,  Wojaże

Jerozolima – miasto trzech religii

Próżno szukać bardziej symbolicznego miasta od Jerozolimy. Te prastare miasto z historią liczącą trzy tysiące lat, dało początki cywilizacji. Miejsce, gdzie religia ma nadrzędną wagę. Miasto o ogromnym znaczeniu dla trzech największych religii świata: chrześcijaństwa, islamu i judaizmu. Miasto targane sporami po dziś dzień. Uznawane zarówno przez Izrael i Palestynę za swoje stolice. Miasto, w którym miały miejsca kluczowe wydarzenia dla największych religii. To właśnie tu przechowywana była Arka Przymierza z Dziesięciorgiem Przykazań, Jezus Chrystus głosił ewangelię i spoczął w Grobie Pańskim, a Mahomet doznał wniebowstąpienia. Ziemia Święta, do której zmierzają pielgrzymi i turyści z całego świata ze swoimi modlitwami i intencjami.

Jedyne takie miejsce na Ziemi, gdzie religia ma tak ogromny wpływ, że niektórzy niemal tracą zmysły. W literaturze opisano tzw. syndrom jerozolimski, czyli zespół zaburzeń urojeniowych występujący u pielgrzymów odwiedzających Jerozolimę. Owe objawy polegają na tym, że osoby pod wpływem obecności w miejscach świętych, związanych z biblią, przeżywają psychiczny szok, a nawet utożsamiają się z postaciami biblijnymi. Niezwykły fenomen, który podobno dotyka około 200 turystów rocznie. My nie trafiliśmy to tego grona.

Z Tel-Awiwu do Jerozolimy

Do Jerozolimy udaliśmy się w sobotę wieczorem, wraz z końcem szabatu. Po emocjonującej przechadzce z plecakami z hostelu na dworzec, podczas której najedliśmy się strachu, dotarliśmy do miejsca odjazdu. Dworzec autobusowy okazał się ogromnym obiektem, a same autokary odjeżdżały z ostatnich pięter budynku. Oczywiście przed wejściem, czekała nas kontrola bezpieczeństwa – nas i naszych plecaków. Połączeń autobusowych Tel-Awiw – Jerozolima nie brakuje, odjeżdżają z dużą częstotliwością.

W Izraelu oprócz wielu interesujących miejsc, które zobaczyliśmy czy niezapomnianych przeżyć, spotkało nas też wiele zwykłych-niezwykłych sytuacji, podczas na pozór prozaicznych części podróży, które okazały się niezapomnianą przygodą. Tak też było z przejazdem z Tel-Awiwu do Jerozolimy. Wszystko za sprawą jednej barwnej postaci…

Już wsiadając do autokaru, wywęszyliśmy, że nie będzie to ot zwykły transfer. Kierowca z zapędami apodyktycznymi i nadpubudliwymi, żwawo rozstawiał i dyrygował pasażerami kłębiącymi się u drzwi pojazdu. Jego komunikacja ograniczała się do jazgotliwego tonu,a wszelkie zapytania czy prośby pasażerów ucinał szybko. Oprócz innych podróżnych, razem z nami autokarem jechało także dwóch palestyńskich duchownych, ubranych w długie, białe powłóczyste szaty. Gdy duchowni weszli do autokaru, od razu zrozumieliśmy zasady i należny im szacunek. Dziewczyna siedząca sama, w mig zmieniła miejsce, by duchowni mogli usiąść razem. Inny anegdotyczny epizod, który mocno nam osiadł w płacie potylicznym, to dwie kobiety, które najpierw darły ze sobą koty, gdyż jedna nie chciała się zgodzić, by ta zajęła obok niej miejsce. Awanturowały się, po czym usiadły razem i zaczęły sobie plotkować. Jak gdyby najpierw piorun strzelił, przeszła burza i nagle wyszło słońce. Relacje międzyludzkie bywają tu dosyć burzliwe i temperamentne.

Sprzedaż biletów się zakończyła, podróżni zajęli miejsce, możemy ruszać. Po kilku manewrach, kierowca okazał nam swoją naturę, a raczej brawurę w prowadzeniu. Prowadził nie licząc się z pozostałymi uczestnikami ruchu, dokonywał gwałtownych manewrów, bardzo dynamicznie i nie ograniczał się w użyciu klaksonu. Naszą uwagę przyciągnął fakt, że mężczyznę niewątpliwie uspokajały trzymane monety w garści, które co chwila przerzucał w dłoni. Być może miał gorszy dzień i wszystko nie szło po jego myśli, ale jego ekspresja została nam w pamięci. Korzystanie z komunikacja publicznego zawsze przysprza nam niezapomnianych wspomnień. Niby zwykły przejazd, a potrafi zaskoczyć.

Do Jerozolimy dojechaliśmy około godz. 21. Gdy tylko opuściliśmy mury dworca i wyszliśmy na ulicę, już po samych mijających nas osobach, zrozumieliśmy i to bardzo wyraźnie, że to tu głównie mieszkają ortodoksyjni żydzi. To właśnie Jerozolima i Bnei Braku należą do głównych społeczności bogobojnych i konserwatywnych wyznawców judaizmu, którzy żyją w swoich dystryktach. W Izraelu religijny, ortodoksyjni żydzi nazywani są datiim. Ubierają się skromnie, a ich zasady ubioru są ściśle ustalone według kodu. Uderzyła nas odmienność Jerozolimy, jej bardziej konserwatywny, duchowy charakter.

Spacerem udaliśmy się do naszej kwatery, którą ponownie został Hostel Abraham. Ta lokalizacja okazała się zdecydowanie mniejszym obiektem  i o ciut gorszym standardzie od tego w Tel Awiwie (cena za łóżko w 4-osobowym dormie wyniosła nas ok. 100 złotych, dodatkowo otrzymaliśmy rabat z racji że po raz drugi korzystaliśmy z usług ich sieci). Trafiliśmy na bardzo przyjaznych współlokatorów. W podróży często nam się zdarza trafiać na sąsiadów z Zaolzia i tym razem też tak było. Dzieliliśmy pokój z parą sympatycznych Czechów. Po przybyciu do hostelu podjęliśmy szybką decyzję o zmianie planu. Aby się nie stresować, postanowiliśmy ruszyć na Morze Martwe w niedzielę rano i spędzić tam pół dnia i po powrocie rozpocząć zwiedzanie Jerozolimy, na którą zaplanowaliśmy całe popołudnie i poniedziałek do czasu wylotu. Nie jest to oczywiście wystarczający czas, by Jerozolimę poznać i zobaczyć. Interesujących miejsc jest tu tyle, że spokojnie można by się tu zatrzymać na dobry tydzień.

Jeszcze przed padnięciem na łóżka, postanowiliśmy się przespacerować. Ulice Jerozolimy świeciły już pustkami, w przeciwieństwie do tego co widzieliśmy po zmorku w Tel Awiwie. Nasz wzrok przyciągnęł miejski bazar, który definitywnie nie zakończył swoich działań. Hala targowa, która za dnia służyła jako typowa targowica spożywcza, przeistoczyła się w miejsce spotkań, z dziesiątkami barów i pubów. Kramy z warzywami i owocami po zachodzie słońca pokazywały swoją drugą twarz w postaci knajpek. Byliśmy pod wrażeniem jak całe zgraje młodych Izraelczyków przesiaduje na stoiskach wyłożonych dywanami, na których nie pozbierano jeszcze łupinek po cebuli czy liści kapusty. Zabawa trwała tu w najlepsze. Można było zarówno napić się piwa, czy zakąsić coś dobrego. Co więcej, co już powoli przestawało nas razić, pomiędzy bawiącymi i śmiejącymi się młodymi ludźmi, wmieszani w tłum byli ich rówieśnicy z długim M16 zwisającym nonszalancko przy boku, jak jakaś modna torebka. Klimat tego miejsca był niecodzienny i udzielił się i nam. Skusiliśmy się na piwo i zasiedliśmy na jednym z warzywnych stoisk, pośród obierków i  uchichranych Izraelczyków.

Nie chodzi tu o stopy (choć może Tarantino dostrzegł by ten walor), ale o odległość moich nóg od broni! To był jakiś niecały metr.

Stare Miasto

Nazajutrz, po powrocie znad Morza Martwego ruszyliśmy w stronę Starego Miasta. Nasz ograniczony czas sprawił, że musieliśmy się ograniczyć i wybrać dosłownie kilka miejsc, które chcieliśmy tu zobaczyć. Z założenia, woleliśmy skupić się na kilku punktach, zamiast ganiać, gubić się i nic nie przeżyć, a tylko się zirytować. W pełni świadomi naszej decyzji, podeszliśmy do zwiedzania z dystansem, wiedząc, że niektóre sakralne obiekty zobaczymy wyłącznie z zewnątrz. Warto też zwrócić uwagę to fakt, że poruszanie po ulicznych meandrach Starego Miasta to wcale niełatwe zadanie. Uliczki na pierwszy rzut oka wyglądają na wskroś podobnie. Oznakowanie ulic jest mało widoczne bądź pozasłaniane. Czasem dotarcie z jednego do drugiego punktu nawet z mapą w ręku zajmowało sporo czasu i nie raz wymagało też zasięgnięcia porady u mieszkańców.

Ulica Jaffa
Dawid ze swoim ulubionym atrybutem podróżnym. Nawigacja na 5tke!

Dzielnica Chrześcijańska

Przecieliśmy ulicę Jaffa i znaleźliśmy się nieopodal białych murów Starego Miasta. Ta potężna fortyfikacja z białego kamienia, która otacza Stare Miasto, oryginalnie miała siedem bram, dziś jest ich osiem. Narzuciłam chustę na ramiona i mogliśmy już udać się pod Bramę Damasceńską i rozpocząć zwiedzanie od dzielnicy chrześcijańskiej. Wiele pielgrzymów przebywa tu by przejść się autentyczną drogą krzyżową (sama nie wiedziałąm, że liczy ona niespełna 500 metrów). W tym kwartale bardzo łatwo natknąć się na polskich księży czy zakonników. Od lat prowadzony jest tu Dom Polski sióstr Elżbietanek, które również przyjmują pod swój dach pielgrzymów.

Szybko trafiliśmy na główną ulicę handlową, czyli ulicę Dawida, która wypełniona jest po brzegi sklepikami z pamiątkami, w których sprzedawcy robią, co mogą być zainteresować turystów. Ich perswazja do zakupów ich bibelotów do subtelnych nie należy. Niekończący się labirynt suków targowych, czyli kramów, które roztaczają zapachy i mamią kolorami, dostarczają niewyobrażalnych ilości bodźców, które w połączeniu z nagabywaczami mogą przyprawić o zawroty głowy. Przez przypadek napotkane schody wyniosły nas na dach targowicy i część bazaru przeszliśmy ponad sklepami. Uff, odetchnęliśmy!

Tak właśnie wygląda jedna z wielu uliczek targu. Od oka proroka, po biżuterię, szale, bibeloty.
Na dachach targu.

Dalej kierowaliśmy się ku najświętszym miejscu tego kwartału, czyli Bazylice Grobu Świętego. Na dziedzińcu przed Bazyliką zawijała się już kolejka oczekujących (godziny otwarcia: codziennie od 5:00 – 21:00 w okresie letnim, 4:00-19:00 w okresie zimowym). Klucze do bazyliki należą do dwóch rodzin muzułmańskich, a za wszystko odpowiedzialna jest historia. W 1192 r., kiedy Salah-A-Din odbił Jerozolimę, przyznał rolę otwierania i zamykania Bazyliki dwóm rodzinom muzułmańskim: Nuseibeh i Joudech. Od przeszło 800 lat, drzwi do świątyni otwierane są według tej samej ceremonii. Członek rodziny Joudech przynosi klucz, a przedstawiciel rodu Nuseibeh otwiera drzwi. W rytuale biorą udział także mnisi różnych odłamów chrześcijaństwa, którzy podają drabinę, po której muzułmanin wspina się i przekręca klucz. Jest to niesłychana współpraca dwóch rodów muzułmańskich z chrześcijanami, który może mieć miejsce, nigdzie indziej jak w Jerozolimie. Bazylika to najważniejsze miejsce święte chrześcijan. To tu znajdowała się skała Golgoty i zgodnie z tradycją chrześcijańską – to w tym miejscu ukrzyżowano Chrystusa. Miejsce to od niespełna dwóch tysiącleci odwiedzają chrześcijanie. Na przestrzeni dziejów Świątynia była zrównana z ziemią, odbudowana przez krzyżowców, a także przetrwała liczne pożary i trzęsienia ziemi. Co ciekawe, świątynia podzielona jest między różne odłamy chrześcijaństwa. Po niedługiej chwili, przyszła nasza kolej i weszliśmy do świątyni. Przyznaję świątynia zrobiła na mnie duże wrażenie, jednak dużo większy ślad w pamięci odcisnęła panująca tam atmosfera sacrum. Krok po kroku, poruszałąm się, oglądając kolejne kaplice, portale, ale to ten lud wiernych pogrążonych i oddających się duchowym przeżyciom i żarliwej modlitwie przypominał mi jak ważne jest to miejsce.

Kolejnym symbolicznym miejscem, do którego się udaliśmy był Wieczernik. W tej gotyckiej sali, w której nad naszymi głowami pochylały się sklepienia kolebkowo-krzyżowe, według tradycji Jezus miał spożywać Ostatnią Wieczerzę wraz z apostołami. Niestety na dzielnicę muzułmańską, nie pozostawało nam wiele czasu. Wzgórze Świątynne widzieliśmy tylko z daleka. Nasze popołudniowe zwiedzanie powoli dobiegało końca, wrażeń było już wystarczająco na ten dzień, a i głód nie dawał o sobie zapomnieć. Wraz z zachodzącym słońcem na horyzoncie, zorientowaliśmy się, że to najwyższe czas na opuszczenie murów Starego Miasta. Powoli żołnierze zamykali kolejne ulice i ograniczały się nam drogi do wyjścia. Spotkaliśmy parę Polaków z Łodzi i razem z nimi we czwórke, bo raźniej, szukaliśmy drogi do jednej z bram. Pozostawanie po zmroku na Starym Mieście nie jest dobrym pomysemł.

Przebywając w Jerozolimie mój poziom komfortu i poczucia bezpieczeństwa zmniejszył się. Na każdym rogu spotykaliśmy innych mundurowych. Żołnierzy aż roiło się w oczach. Wąskie, ciasne uliczki i wzmożona ochrona powodowała, że czuło się niepokój. Być może niezasadnie, ale przez głowę przechodziły scenariusze, że w razie jakiegoś zdarzenia, jesteśmy w niezłej pułapce. Także jako kobieta czułam, że w tutejszym świecie to mężczyźni wiodą prym, a ja wcale nie czułam się swobodnie jak europejka.  Mijaliśmy mnóstwo podróżujących kobiet solo czy w grupach, jednak w mojej perspektywie podróżując sama bądź z damskim towarzystwem oczy miałabym ciągle szeroko otwarte.

Gdy zamykają się kramy targowe i zachodzi słońce, pora na wycof.

W drodze powrotnej nie mogło zabraknąć falafela! Nazajutrz zaplanowaliśmy wrócić do dzielnicy żydowskiej.

Lokal wizualnie może nie zachęcał, ale falafel był znakomity! Następnego dnia, przebiegliśmy całą ulicę Jaffa, by tu wrócić.

Dzielnica Żydowska – Ściana Płaczu

Wczesnym rankiem wróciliśmy na Stare Miasto, by zobaczyć najbardziej mistyczne miejsce judaistycznego świata – Ścianę Płaczu. Zachodni mur to jedyna ocalała pozostałość po II Świątyni Jerozolimskiej i zarazem najważniejsze miejsce kultu dla wyznawców judaizmu. Sama nazwa wywodzi się od żydowskiego święta opłakiwania zburzenia świątyni przez Rzymian. Ściana podzielona jest na części, odpowiednio przeznaczone dla mężczyzn i kobiet, tak jak ma to miejsce w synagodze. Oczywiście mogą tu przebywać wyznawcy innych religii, pod warunkiem że zachowają skromny strój i uszanują tutejsze obyczaje. Kobiety powinny mieć zakryte ramiona i kolana (przy wejściu można wypożyczyć chusty). Mężczyźni zaś powinni mieć kipę na głowie, które również są dostępne na miejscu do wypożyczenia.

Weszliśmy na plac, rozdzieliliśmy się i każde udało się do odpowiedniej części. Odruchowo odłożyłam aparat, chociaż modlący się wydają się nie sprzeciwiać fotografowaniu. Chciałam skupić się na tym, co działo się wokół mnie. Skutkiem takich nawyków, przywożę później niewiele zdjęć, ale za to przywożę przeżycia i wspomnienia. Zatrzymałam się na uboczu i przyglądałam się ich rytuałom i modlitwom. Zwyczaje i rytuały związane ze Ścianą Płaczu dokładnie na czynniki pierwsze opisały Szalonewalizki.pl (koniecznie zajrzyjcie).

Ostatnie chwile na Starym Mieście przeznaczyliśmy na małą sieste, na jednym z placów znaleźliśmy trochę cienia na chwilę wytchnienia i wreszcie spróbowaliśmy zakupionej, świeżej chałwy! Jaki to był rarytas! Zrobiliśmy jeszcze małą rundę po targu, by znaleźć drobne pamiątki dla najbliższych. Nasyceni wrażeniami powoli mogliśmy wracać.

Przerwa na chałwę.

Jerozolima bez wątpienia jest miastem fascynującym. Planując wyjazd dziś, na pewno zrobiliśmy dokładnie tak samo. Dla osób wierzących jest to okazja by zobaczyć miejsca wydarzeń biblijnych. Dla mnie niesamowite było zobaczyć jak na niewielkim terenie żyją obok siebie chrześcijanie, żydzi i muzułmanie.

One Comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *