
Jogińsko-surferska wiosko – Santa Teresa
Dziś pean na cześć Santa Teresy, małej wioski na półwyspie Nicoya. Nie będzie łatwo, ale spróbuje w słowach oddać klimat tego miejsca. Odkąd trafiłam do Kostaryki zewsząd radzono mi, by wybrać się do Santa Teresy. Musisz jechać do Santa Tere! Nie pozostawało mi nic, jak tylko uwzględnić ten punkt na mojej trasie. Śmiało mogę potwierdzić, że jest to miejsce, które się od razu pokocha albo po jednej nocy, spakuje się plecak i ruszy się dalej.
Ta niewielka wioska przeżywa dziś swój rozkwit i z pewnością można rzec, że skradła splendor niedalekiej Montezumie, która to wcześniej była uważana za cool miejscówkę. Teraz nastały czasy Santa Tere, które już dziś porównywane jest do nowego Tulum. Na czar Santa Teresy złapali się też celebryci. Na wywczasie przyłapano tu m.in. Leonardo DiCaprio, a Gisele Bündchen ma tu nawet swój dom. Podczas mojego pobytu jeden z poznanych tam znajomych opowiadał, że minął się na plaży z samym CEO Twittera:). Warto się więc rozglądać! Tutejszy vibe jest w cenie, co też czyni je dość drogą miejscówką. Sami lokalni stwierdzają, że jest to jedno z droższych lokacji w Kostaryce.

Do połowy lat 90-tych w ST nie było jeszcze elektryczności. Wtedy to właśnie zmarł jeden z głównych potentatów ziemskich, a jego grunty zostały rozdzielone. Od tamtej pory krajobraz na północ od Playa Carmen zaczął się totalnie zmieniać. Tak na przestrzeni kilkunastu lat, ta mała luzacka wioska surferska, stała się jedną z najbardziej pożądanych destynacji w CR. Nie jest to już sekretny, kameralny spot surferski. Międzynarodowy boom na Santa Teresa rozpoczął się kilkanaście lat temu, kiedy to ekspaci odkryli zbieg naturalnych atutów tego miejsca – piaszczyste plaże, długo łamiące się fale i dziką naturę. Położenie wśród pobliskich powalająco pięknych plaż, całorocznie obecne słońce, poczucie bycia na krańcu świata, sprawiają, że to miejsce po prostu urzeka. Aż myśli o rzuceniu wszystkiego i przyjechaniu tutaj same napływają do głowy.



Obecnie Santa Teresa jest istnym rajem dla surferów. Przyciąga także maniaków zdrowego żywienia, jogi czyli ogólnie mówiąc slow life. Santa Teresa jest też cześcią jednej z pięciu niebieskich stref (eng. blue zones), gdzie ludzie cieszą się bardzo długim życiem. Życie toczy się tu pod chmurką, a ludzie zjeżdżają tu z całego świata nie tylko dla czystego relaksu (część na pewno tak), ale by surfować, praktykować jogę i odkrywać uroki natury. Już samo przebywanie w tej rajskiej scenerii, słonecznym klimacie, odczuwa się jak życiowy detoks. Przebywając tu można poczuć się wyjątkowym szczęściarzem, mogąc cieszyć się urokiem tego odległego, rajskiego krańca świata.

To, co też dodaje miejscu uroku, to fakt, że ta wioska trochę jakby zatrzymała się w czasie w porównaniu do galopującego świata. Dopiero kilka lat temu doczekano się tam asfaltu na głównej drodze, wokół której wszystko się tam kręci. Cała okolica sprowadza się do jednej wyboistej drogi, która ciągnie się na wysokości Playa Carmen i kończy w spokojnej, wręcz sielankowej wiosce rybackiej – Mal Pais. Ta główna droga stanowi też połączenie czterech lokalnych plaż – Playa Carmen, Playa Hermosa, właściwa Playa Santa Teraz oraz Mal Pais. Ta droga to nieodzowny element tego miejsca. Kurz, brud, hałas, niezliczone ilości quadów, motocykli. Przechadzając się wzdłuż drogi widać tłumy opalonych, wyczilowanych (pewnie dzięki tej jodze) ludzi tachających deski surfingowe z plaży. Ten ruch uliczny jest niezapomniany. Ja po prostu nie raz łapałam się na tym, jak wychodziłam na drogę i obserwowałam ludzi na motocyklach, z deską pod machą i jeszcze pieskiem przy boku. Jednak ta hałaśliwa, pełna kurzu droga nie wszystkim może przypaść do gustu. Uważam, że to właśnie tutaj następuje decyzja, czy dasz lajka temu miejscu. Są tylko dwie możliwości. Urzeknie Cię nietuzinkowy klimat, albo odczujesz tylko hałas, zgiełk i kurz.


Może Was to zaskoczy lub nie, w Santa Teresa znajdziecie wiele niezłych knajp z różnymi kuchniami świata (w tym sushi!) oraz kawiarni. W Santa Tere żyją i mieszkają przedsiębiorcy z różnych części świata. Po części może też stąd w ST można znaleźć naprawdę dobre gastro. Mi bardzo przypadła do gustu mała kawiarnia połączona z mini galerią – Zwart. Wielu z gości hostelowych, których poznałam, nałogowo odwiedzali też słynną piekarnię – The Bakery. Wiele z dziewczyn, które poznawałam po drodze, rekomendowało mi także wybrać się na shopping. W Santa Tere nie brakuje wyszukanych butików czy concept store z lokalną odzieżą. Polecam zajrzeć do Swell:)

Klimat Santa Teresy po prostu trzeba odczuć na własnej skórze. Kluczem być może jest znalezienie balansu pomiędzy lekko irytującymi wszędobylskimi quadami, unoszącym się kurzem, fajnymi lokalami, a plażowaniem i obcowaniem wśród dziewiczej natury. Na koniec, wspomnę tylko, że niezaprzeczalnym mustem w Santa Teresa są spektakularne zachody słońca. Chociażby dla nich warto zatrzymać się tutaj na parę dni!





