Porady,  Portugalia

Ślub na Maderze – wszystko, co chcesz wiedzieć

Czy zastanawialiście się kiedyś, jak to jest bawić się na zagranicznym weselu? Ja przyznam, że zawsze marzyło mi się takie przeżyć (wszyscy moi zagraniczni znajomi, żeńcie się:p). Kilka miesięcy temu mieliśmy tą przyjemność polecieć na wesele naszych polskich znajomych, z zamiłowania podróżników. Para zapragnęła pobrać się na swojej ulubionej wyspie – Maderze. Ta okazja i ogromny zaszczyt towarzyszenia im w tym dniu, zaowocował w wiele refleksji na temat tego rodzaju okolicznościowego podróżowania. Z perspektywy gościa-podróżnika:)

Trochę o organizacji

Na samym początku narzeczeni planowali pobrać się w kameralnym gronie, ograniczającym się do kilku najbliższych osób. Gdy wieści o ślubie rozeszły się, ekipa przyjaciół i znajomych chcących przeżyć ten dzień razem z nimi sukcesywnie pączkowała. Ostatecznie lista gości zamknęła się na siedemdziesięciu paru osobach. W całej organizacji tego wydarzenia młodych wspierała profesjonalna wedding plannerka (https://www.sluby-madera.pl/). Większość gości przylatywała na tygodniowy pobyt i zatrzymała się w jednym hotelu, w którym to również odbywała się ceremonia ślubna i wesele. My lecieliśmy na własną ręką (przez Lizbonę) i spaliśmy w hotelu po drugiej stronie ulicy. Tutaj właśnie popełniliśmy błąd, bo przylecieliśmy za późno…

Portugalskie wesele (pt. Casamento)

Ślub odbywał się na hotelowym tarasie z basenami, nad samiutkim oceanem. Wśród dekoracji dominował maderyjski kwiat – strelicja, ale zdecydowanie pierwsze skrzypce we wrażeniu robił rozpościerający się ocean. Tuż przed ceremonią, gdy zajęłam miejsce wśród gości, już do oczu cisnęły mi się łzy wzruszenia. Samo miejsce zaślubin, rozradowane twarze gości i czarująca para moda, wprawiała mnie w totalne poruszenie (a przypominam, byłam osobą towarzyszącą, dopiero zapoznającą się z młodymi i weselnikami).

Klasycznie jak na Portugalię przystało, ceremonia rozpoczęła się z lekkim opóźnieniem. Rzecz jasna czekaliśmy na lokalną urzędniczkę:D. Cała uroczystość odbywała się po portugalsku (co mną jeszcze bardziej zatelepało ze wzruszenia) z symultanicznym tłumaczeniem. Po chwilach wzruszeń, formalnościach, których stało się dość, przystąpiliśmy do celebracji wesela:). Tańców nie było końca, na stołach serwowano portugalskie pyszności (po północy było typowe bolo de caco:)).

A po nocy, przyszedł dzień i jak to po weselu bywa on ciężki. Wyobraźcie sobie teraz kaca na malowniczej wyspie, z przypiekającym słońcem i z basenem na wyciągnięcie ręki. Tak wyglądał właśnie nasz poranek. 

Tygodniowa festa

Wreszcie przejdę do sedna i mojej głównej refleksji z tego portugalskiego wesela. Przypomnijcie sobie wspomnienia młodych par, które przeważnie wzdychają, że nie zdążyły zamienić słowa czy pobawić się ze wszystkimi swoimi gośćmi. Tutaj było zupełnie inaczej, gdyż wesele nie trwało jednej nocy! Jak wspominałam większość gości zaplanowała sobie tygodniowy pobyt na wyspie. Tu jest ta ogromna WARTOŚĆ w postaci czasu, jakim dysponowały rodziny i przyjaciele, by się wzajemnie poznać. Czy nie po to wyprawia się wesele? Otóż uwierzcie mi, to było pierwsze, na którym zobaczyłam to na własne oczy:) Sprzyjał temu też fakt, że większość gości ulokowała się w jednym hotelu, bądź w bardzo bliskiej okolicy. Nolens volens, weselnicy spotykali się przy posiłkach, czy wspólnie organizowali sobie czas. Działało to w obie strony! Nowożeńcy także mieli więcej okazji, by dla każdego z gości wygospodarować trochę czasu. Chociaż podejrzewam, że momentami stawało się to słodką udręką, bo rzecz jasna każdy chciał być blisko nich:) 

Młodzi służyli wskazówkami oraz sami podsuwali możliwości do wspólnego zwiedzania wyspy. Zorganizowali zapoznawczo-krajoznawcze tury po wyspie, podczas których goście mogli zobaczyć atrakcje Madery i przy okazji poznać się. Weselnicy również sami garnęli się, by wypożyczyć wspólnie auto i ruszać w drogę. Bliscy towarzyszyli także młodym przy ślubnej sesji plenerowej o wschodzie słońca na Picos. Innego dnia wybraliśmy się wspólnie towarzyszyć parze w odwzorowaniu ich zdjęcia sprzed kilku lat na szlaku Vereda da Ponta de São Lourenço.

To było po prostu genialne! Tu właśnie czuliśmy, że przylecieliśmy ciut za późno, bo ominęło nas trochę atrakcji i integracji. Jednak nic straconego, każdego dnia i wieczora skrzykiwaliśmy się na kolejne eksploracje wyspy, czy chociażby wspólne wyjście na miasto. Tu wszystko działo się kolektywnie. Kilka grup na aplikacji whatsapp, szybka i sprawna komunikacja i działamy.

Jak się za to zabrać jako gość?

To było moje pierwsze zagraniczne wesele i po swoich wpadkach, mogę podzielić się praktycznymi wskazówkami.

  • Przemyśl pakowanie

Przyznam, że jest to nie lada wyzwanie. Zwłaszcza jeśli tak jak my leci się tylko z bagażem podręcznym. Zatem polecam jednak wykupić bagaż rejestrowany, a wszystko stanie się prostsze. Dzięki temu unikniecie kombinacji alpejskich, jak zrolować sukienkę i upchnąć szpilki do podręcznego plecaka. Kolejną wskazówką jest przemyślenie kreacji, by był to strój łatwy do prasowania. Nigdy nie wierzcie żelazkom hotelowym, bo nie zawsze można na nich polegać.

Tylko wspomnę, że w kwestii kreacji tradycyjnie zdałam się na niezawodną wypożyczalnię sukienek e-garderobe.

  • Przyleć wcześniej

My dotarliśmy jako ostatni i szybko tego żałowaliśmy. Rodziny i przyjaciele zdążyli już się poznać, spędzając wspólnie czas na wycieczkach. Co więcej, absolutnie spontanicznie na wyspie odbyły się również wieczory kawalerski i panieński, na których również nie byliśmy.

Warto do takiego wesela podejść jak do ekstra wakacji. Rezerwując sobie więcej czasu, na pewno nie będziecie rozczarowani, a przeżyjecie tylko więcej.

  • Nocuj możliwie blisko serca imprezy

Gdy przyjęliśmy zaproszenie, w hotelu gdzie odbywało się wesele nie było już miejsc. Zarezerwowaliśmy zatem butikowy hotel po drugiej stronie ulicy. Dało to nam ten komfort, że byliśmy dosłownie 100 metrów od epicentrum zabawy:). Dzięki temu w trakcie samej imprezy, mieliśmy tą dogodność, że zawsze mogliśmy wyskoczyć do pokoju, czy nawet wrócić do siebie na bosaka.

  • Lecieć!

Ostatnią moją radą jest po prostu LECIEĆ! Nie wahać się, nie myśleć o ekstra kosztach, przyjmować zaproszenie. Nic dwa razy się nie zdarza. Wesele poza granicami kraju to ekscytujące i ciekawe przeżycie, które jak już przekonałam daje dużo więcej możliwości:)

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *